11.07.2017

Rozdział 6

Zbliżało się Boże Narodzenie. Śnieg już od połowy grudnia pokrywał wiecznie zielone błonia Hogwartu i wszystko wyglądało teraz jak posypane warstwą cukru pudru. Jezioro zamarzło na dobre i spokojnie można byłoby się na nim ślizgać. Kilka sów, którym udało się przebijać każdego ranka przez zamiecie i zawieje, by przekazać pocztę, musiało przechodzić kurację u Hagrida.
Wszyscy nie mogliśmy doczekać się przerwy świątecznej. W pokoju wspólnym Gryffinodru i w Wielkiej Sali ogień ciągle huczał w kominkach, ale na korytarzach panował straszliwy chłód, a w klasach wiatr łomotał w okna. Najgorsze były zajęcia z profesorem Snape'em, które odbywały się w lochach, gdzie oddech zamieniał się w parę. Żeby się ogrzać, trzymaliśmy się jak najbliżej gorących kociołków z wrzącymi miksturami w środku.
— Naprawdę żal mi — powiedział Draco Malfoy na jednej z lekcji eliksirów — tych wszystkich, którzy będą musieli zostać na Boże Narodzenie, bo nie chcą ich w domu.
Kiedy to mówił, patrzył na Harry'ego. Crabbe i Goyle zachichotali. Harry, który właśnie odważał porcję sproszkowanego kręgosłupa skorpeny, zignorował ich.
— Nie przejmuj się nimi — dodałam, aby jakoś załagodzić sytuację.
Od meczu quidditcha Malfoy zrobił się jeszcze bardziej dokuczliwy. Był wściekły z powodu przegranej Slytherinu i kpił z wielkiego wyczynu Harry'ego. Uwielbiał także szydzić z jego sieroctwa i dzieciństwa spędzonego u mugoli.
Harry rzeczywiście nie zamierzał wracać na święta do państwa Dursleyów. Profesor McGonagall obeszła wszystkie domu, spisując uczniów, którzy zostają w zamku, i Harry natychmiast wpisał się na listę. Ja razem z Ronem i naszymi braćmi także zostawaliśmy w Hogwarcie, bo nasi rodzice wybierali się do Rumuniim by odwiedzić Charliego.
Po lekcji eliksirów, gdy chcieliśmy wyjść z lochów, stwierdziliśmy, że korytarz jest zablokowany prze wielką jodłę, spod której wystają dwie olbrzymie stopy. Po donośnym głosie poznaliśmy, że za drzewkiem kryje się Hagrid.
— Cześć, Hagrid! Pomóc ci? — zapytał Ron, wpychając głowę między gałęzie.
— Nie dzięki. Dam radę, Ron!
— Może byście przestali blokować przejście, co? — rozległ się za nimi zimny głos Malfoya. — Chcesz sobie dorobić, Weasley? Masz nadzieję zostać gajowym, jak skończysz szkołę albo jak szkoła skończy z tobą? Chatka Hagrida to chyba pałac w porównaniu z twoim rodzinnym domem, no nie?
Ron rzucił się na Malfoya, ale w tej samej chwili na szczyt schodów dotarł Snape.
— WEASLEY! 
Ron puścił przód szaty Malfoya.
— Został sprowokowany, panie psorze — powiedział Hagrid, wystawiając swoją wielką, włochatą głowę zza jodły. — Malfoy obrażał jego rodzinę.
— Może i tak było, ale bijatyki są w Hogwarcie zakazane, Hagrid — rzekł chłodno Snape. — Minus pięć punktów dla Gryffindoru, Weasley, i bądź wdzięczny, że tylko tyle. Ruszajcie stąd, wszyscy.
Malfoy, Crabbe i Goyle przecisnęli się obok drzewka, rozsiewając wokoło igły i śmiejąc się głupio.
— Nienawidzę ich obu — mruknął Harry. — Malfoya i Snape'a.
— Głowa do góry, Boże Narodzenie za pasem — powiedział Hagrid. — Wiecie co? Chodźcie ze mną i zobaczcie Wielką Salę, wygląda naprawdę ekstra.
Poszliśmy wspólnie za Hagridem i jego drzewkiem do Wielkiej Sali, której dekorowaniem byli zajęci profesor McGonagall i profesor Flitwick.
— Ach, Hagrid, ostatnie drzewko... postaw je tam w rogu, dobrze?
Sala wyglądała naprawdę wspaniale. Festony ostrokrzewu i jemioły wisiały na wszystkich ścianach, a wokoło stało ze dwanaście pięknych jodeł. Niektóre migotały maleńkimi sopelkami, inne jarzyły się setkami świec.
— Ile dni zostało wam do ferii świątecznych? — zapytał Hagrid.
— Tylko jeden — odpowiedziałam. — To mi o czymś przypomniało! Harry, Ron, Hermiono, mamy pół godziny do obiadu, powinniśmy pójść do biblioteki.
— Och, tak, masz rację — rzekł Ron, odrywając oczy od profesora Flitwicka, który wyczarowywał różdżką złote bombki i wieszał na gałązkach właśnie dostarczonego drzewka.
— Do biblioteki? — zdziwił się Hagrid, wychodząc za nimi z sali.  Tuż przed feriami? Macie bzika czy jak?
— Och, tu nie chodzi o naukę — wyjaśnił mu Harry. — Od kiedy wspomniałeś o Nicolasie Flamelu, próbujemy się dowiedzieć, kim on jest.
— Co robicie? — Hagrid wytrzeszczył oczy. — Słuchajcie... mówiłem wam już... zostawcie to. Nic wam do tego, czego pilnuje Puszek.
— My tylko chcemy się dowiedzieć, kim jest ten Flamel, nic poza tym — powiedziałam.
— Chyba że ty nam powiesz i zaoszczędzisz nam trudu — dodał Harry, spoglądając na nas. — Przewaliliśmy już setki książek i nic nie możemy znaleźć... Daj nam tylko jakąś wskazówkę... Wiem, że gdzieś już spotkałem to nazwisko.
— Nic nie powiem.
— No to musimy szukać sami — rzekł Harry i zostawiliśmy Hagrida samego, z kwaśną miną, spiesząc do biblioteki.
Od czasu, gdy Hagridowi wymsknęło się to nazwisko, rzeczywiście przeglądaliśmy książki w poszukiwaniu jakichś informacji o Flamelu, bo  jak dotąd — był to jedyny sposób, by dowiedzieć się, co chciał wykraść Snape. Kłopot polegał na tym, że nie mieliśmy pojęcia, od czego zacząć, bo nie wiedzieliśmy, co takiego mógł zrobić ten Flamel, by znaleźć się w jakiejś książce. A biblioteka była ogromna: dziesiątki tysięcy ksiąg, setki półek, tysiące rzędów. Hermiona sporządziła sobie listę tematów i tytułów, które postanowiła sprawdzić, natomiast Ron chodził wzdłuż półek i wyciągnął woluminy na chybił trafił. Bez namysłu powędrowałam do działu Ksiąg Zakazanych. Niestety, żeby korzystać ze zgromadzonych tam dzieł, trzeba było mieć specjalne pozwolenie na piśmie od któregoś nauczyciela, a doskonale wiedziałam, że żaden mi go nie da. Były tam księgi zawierające tajemnice czarnej magii, której w Hogwarcie nigdy się nie nauczało, a dostęp do nich mieli wyłącznie uczniowie starszych lat, uczący się zaawansowanej obrony przeciw czarną magią.
— Czego szukasz? — zapytała pani bibliotekarka.
— Niczego — odpowiedziałam niechętnie, udając obojętną.
— Więc lepiej stąd zmykaj — powiedziała ostro pani Pince.
Wspólnie opuściliśmy bibliotekę, żałując, że nic nie mogliśmy znaleźć. Ustaliliśmy, że nie będziemy pytać o wskazówki pani Pince, mimo że bibliotekarka z pewnością mogłaby nam pomóc. Poszukiwania prowadziliśmy już od dwóch tygodni, ale niestety nadal nic nie znaleźliśmy. Zapominając na chwilkę o Nicolasie Flamelu poszliśmy na obiad.
***

W końcu ferie się rozpoczęły. Hermiona wyjechała na święta do domu, a my razem z Ronem i Harrym zostaliśmy w zamku. W wieży Gryffinodru wiało pustkami i czasami samotne siedzenie przy kominku wydawało się strasznie monotonne. W wolnych chwilach Ron zaczął uczyć Harry'ego gry w szachy czarodziejów, a ja siedziałam, przyglądając im się z zafascynowaniem. 

W wigilę Bożego Narodzenia wszyscy poszliśmy na wieczorną ucztę, zajadając się wszystkimi świątecznymi potrawami. Uczniów było niewiele, ale mimo tego panowała miła atmosfera. Można było częstować się małymi petardami, z których wylatywały słodycze i wydawało się to całkiem ciekawym pomysłem na drobne świąteczne upominki. Postanowiłam schować kilka małych petard do kieszeni, aby potem móc podzielić się nimi z Hermioną. Żadne z nas nie oczekiwało żadnych prezentów, dlatego bardzo zdziwiliśmy się, gdy po powrocie do pokoju wspólnego zobaczyliśmy stos paczuszek pod choinką.
— Wesołych świąt — powiedzieliśmy do siebie wzajemnie i poszliśmy odpakowywać prezenty.Złapałam niepewnie za paczuszkę zaadresowaną do mnie. Rozpakowałam ją, a wtedy moim oczom ukazał się bordowy sweterek ze złotą literką L na środku i wielka tabliczka czekolady — prezent od rodziców.
Harry z Ronem także dostali sweterki od naszej mamy. Harry dostał także flet od Hagrida i tajemniczy prezent od nieznajomego. Dołączona była tylko karteczka z napisem: "Twój ojciec pozostawił to pod moją opieką, zanim umarł. Już czas, by wróciło do ciebie. Zrób z tego dobry użytek. Życzę ci bardzo wesołych świąt". Chłopak z błyszczącymi oczyma rozwinął paczkę, w której znajdował się jedwabny materiał. Zarzucił go na siebie, a wtedy jego tułów stał się niewidoczny.
— To peleryna-niewidka! — pisnęłam z zachwytem. — Osoba, która jest pod nią ukryta, staje się niewidzialna!
— Niemożliwe! — wykrzyknął Ron. — Twój tata musiał być jej poprzednim właścicielem!
Minęło jeszcze sporo czasu, zanim zdążyliśmy nacieszyć się prezentem Harry'ego. W końcu jednak sen nas znużył i wszyscy poszliśmy do swoich dormitoriów, aby odpłynąć w krainę snu.
Długo jednak nie mogłam zasnąć. Przewracałam się i ciągle coś nie dawało mi spokoju. Starałam się za wszelką cenę zmrużyć oczy, ale wszystko mi w tym przeszkadzało. Wsłuchując się w ciszę nocy, usłyszałam czyjeś kroki w pokoju wspólnym. Zrywając się z łóżka, wyszłam z dormitorium, a wtedy zauważyłam Harry'ego z peleryną w ręku.
— Harry, dokąd idziesz? — zapytałam, ręką przecierając oczy.
Chłopak spojrzał się na mnie podejrzliwie.
— Do działu ksiąg zakazanych — powiedział po krótkim namyśle. — Idziesz ze mną?
W moich oczach pojawiły się wesoło brykające iskierki. 
Zapowiadała się kolejna przygoda.
Szybko wybiegliśmy z dormitorium i przemknęliśmy bezszelestnie do biblioteki. Tam, od razu przeszliśmy do działu ksiąg zakazanych. Przeglądaliśmy różne woluminy, a wtedy Harry natrafił na strasznie wrzeszczącą książkę. Z przestrachu podskoczyłam, niechcący zbijając lampę stojącą na stoliku. Na korytarzu usłyszeliśmy kroki i szybko schowaliśmy się pod peleryną. W pośpiechu wybiegliśmy z biblioteki uciekając przed zgubą. Wspięliśmy się kilka pięter wyżej,a  wtedy usłyszeliśmy głos.
— Polecił mi pan, panie profesorze, żebym natychmiast pana powiadomił, jeśli ktoś będzie chodził nocą po zamku, a ktoś był w bibliotece... w dziale ksiąg zakazanych.
Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy. To Snape rozmawiał z Filchem.
— W dziale ksiąg zakazanych? No, daleko nie uciekł, zaraz go złapiemy.
Pędem puściliśmy się do jakiś drzwi i zatrzasnęliśmy zamek. Odetchnęliśmy z ulga i rozejrzeliśmy się po pustym pomieszczeniu.
Żadne z nas jeszcze tu nie było. Po środku pokoju stało wielkie lustro, sięgające aż do sufitu, w bogato zdobionej ramie. Na szczycie ramy widniał napis: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO. 
Zbliżyliśmy się do lustra. Bardzo dziwiłam się, gdy oprócz swojego odbicia zauważyłam tam Harry'ego, Rona i Hermionę na tle Hogwartu. Nie byliśmy jednak tacy jak teraz. Sądząc po wyglądzie, mieliśmy o wiele więcej lat. Może trzynaście, czternaście? Niedowierzająco wpatrywałam się w lustro. Harry też przeżył swojego rodzaju szok, bo musiał zatkać usta dłonią, żeby nie krzyknąć.
— Co tu widzisz? — zapytał z przejęciem.
— Naszą czwórkę na tle Hogwartu. A... a ty? 
Harry spojrzał się na mnie smutnymi oczyma i powiedział:
— Widzę tu swoich rodziców.
Bardzo chciałam móc go jakoś wesprzeć, pocieszyć, ale nie wiedziałam jak. Widziałam, że jest mu bardzo smutno i miałam wrażenie, że za wszelką cenę chciałby móc naprawdę spotkać się z mamą i z tatą. Chłopiec wpatrywał się błagalnie w lustro, rękę ostrożnie trzymając na powierzchni szkła. 
Staliśmy tak bardzo długo, przyglądając się swoim odbiciom. W końcu jednak stwierdziłam, że jest już bardzo późno i powinniśmy wracać. Idąc w kierunku wieży Gryffinodru zastanawialiśmy się, czego właśnie byliśmy świadkami. Co tak naprawdę pokazuje tajemnicze lustro?
Przyszłość? Przeszłość? A może zmarłych?


1 komentarz: